„Szarpana” pora deszczowa z jaką mamy do czynienia w tym roku sprzyja ponadnormatywnemu wylęganiu się komarów. Okres od grudnia do końca marca powinien charakteryzować się stabilnymi i co ważniejsze intensywnymi, opadami deszczów, nękającymi centralne wyspy republiki każdego bez mała dnia i każdej nocy. W tym roku jest w tych rejonach jednak znacznie bardziej sucho. Kilkudniowe okresy bardzo słoneczne, przeplatają zaledwie dwu / trzy dniowe opady deszczu a to komary niestety lubią najbardziej.
Jak mawiają tutejsi „górale” nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ jest to powracający co kilka lat jak bumerang, efekt zjawiska „el nino”. Tym nie mniej marne to pocieszenie dla tych, których efekt „el nino” trafi rykoszetem choroby tropikalnej, okupionej kilkudniowym pobytem w szpitalu lub w najlepszym wypadku odleżanymi w domowym łóżku.
Zaistniały stan rzeczy uruchamia tu i ówdzie oddolne i odgórne inicjatywy walki z komarami, przejawiające się na przykład zadymianiem (fumigacją) obszarów potencjalnego wylegania się przenoszących choroby owadów oraz kampanią uświadamiającą prowadzoną w wszelkich mediach lokalnych.
Fala chorób przenoszonych przez komary przetoczyła się już przez północną Jawę, Sulawesi by zagościć obecnie w centralnej części stołecznej indonezyjskiej wyspy. Z pewnością z mniejszym lub większym natężeniem wracać będzie jeszcze przez kolejne dwa miesiące do formalnego zakończenia pory deszczowej.
Do „najpopularniejszych” i najgroźniejszych chorób fundowanych przez tutejsze komary należą gorączka denga oraz chikungunya, przy czym to ta pierwsza zbiera dużo straszniejsze żniwo, zarówno w postaci ilości zachorowań jak i przypadków śmiertelnych.
Według statystyk w miesiącu styczniu w prowincji Java Centralna odnotowano ponad tysiąc hospitalizowanych przypadków dengi, powodujących śmierć 15 osób. Dane styczniowe są niestety tylko nieznacznie niższe od wyników za cały rok kalendarzowy z dwóch lat poprzednich, kiedy to na dengę zmarło 20 (2015) i 27 (2014) osób.
(Piotr Śmieszek)
by