Jak się okazuje góra Merapi nie zakończyła koncertu indonezyjskich erupcji wulkanicznych na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Ledwo policzono straty na Jawie Środkowej, rozbudza się Bromo we wschodniej części tej „stołecznej” wyspy.To wręcz nie do wiary, lecz zaledwie w kilka dni po definitywnym wyciszeniu się jawajskiego wulkanu Merapi, słychać już pomruki kolejnego budzącego się ze snu Jawajczyka.
Po stosunkowo niegroźnych wbrew zapowiedziom fachowców erupcjach na Celebesie i Sumatrze, to właśnie Jawa została najbardziej sponiewierana skutkami erupcji swoich gór ogniowych.
Co prawda leżący na granicy Sumatry i Jawy wulkan Dziecko Krakatau (Anak Krakatau) tylko postraszył, ale za to Merapi zebrał tragiczne i kosztowne żniwo.
Dzisiaj ponad wszelka wątpliwość wiadomo, iż góra zabiła ponad 300 osób, zamknęła na wiele dni największą atrakcje turystyczna Jawy, świątynie Borobudur.
Przesiedleniu i ewakuacji poddano ponad 400 tysięcy mieszkańców Jawy centralnej.
Straty poniosły również linie lotnicze, których połączenia zostały odwołane na początku listopada podczas kulminacji aktywności Merapi.
Dzisiejsze doniesienia medialne informują, iż kolejna znajdująca się we wschodniej części najgęściej zamieszkanej wyspy Archipelagu Indonezyjskiego, góra Bromo, zaczęła emitować do atmosfery gorący popiół.
Wulkan Bromo należy do największych atrakcji przyrodniczych Jawy.
Codziennie setki turystów przybywają do wiosek u jego podnóża by o świcie wdrapać się na popularne, gwarantujące ujęcia jak z widokówki, punkty obserwacyjne na góry Bromo i Semeru.
Mimo iż Bromo znany jest ze swojej częstej i regularnej aktywności, która nie była do tej pory szkodliwa dla okolicznych mieszkańców, i do której całkowicie przywykli, przypadek Merapi sprawia, iż tym razem spoglądają bardziej bojaźliwie w stronę dymiącego w górze stożka.
Lokalne władze jak na razie nie biją na alarm, ustanowiły jedynie stan „alertu” świadczący o znacznie bardziej niż zazwyczaj wnikliwej obserwacji wulkanu Bromo.
by